Komentarze: 0
No tak przekleństwo przekleństwem...A tu trzeba wziąść się w garść i jakoś zaistnieć na dłuższą chwilę...Nawet tego popiepszonego bloga nie moge jakoś zrobić bo jakiś smieszny błąd debbugowania wyskakuje. Cokolwiek to jest doprowadza mnie to do totalnej rozpaczy:P:P Ech te życie męczy ale czy ktoś powiedział ze będzie łatwo? No nie...Cholera człowiek rodzi się w dziwnym nie uświadomieniu, rodzi się jako mały dzieciaczek, i cały szczęśliwy odkrywa otaczjący go świat... No tak wiecie o co chodzi, pierwsze kroki, i pierwsze upadki na pieluchę pierwsze doznanie smaku czekolady i matczynnej miłości, pierwsza romantczna miłośc przedszkolu i pierwsze rozczarowanie... Blebleble, Aż się żygac chcę, i już od takiego dzieciaka coraz wieksze rozczarowania wypływającę ze wzrostem masy ciała:P Kuźwa jak bym wiedział o tym wszystkim, to bym tak szybko nie pchał się na ten pop**** swiat....
Śmierć najczęściej przychodzi bez zapowiedzi, wchodzi do domu, otwiera lodówkę, bierze, co chcę, i nawet się nie pyta, czy może coś przegryźć. Uwielbia najbardziej przypiekać na ruszcie kurczaki, lub kiełbaski. Ogrzewa wtedy swoją bladą cerę przy płomieniach ogniska, i wyciąga w kierunku rozżarzonego węgla swoje kościste dłoni. Każdy kiedyś musi umrzeć. Nie ważne, w jakich okolicznościach, i o której godzinie, ale każdy umrze. I będzie musiał w chwili śmierci, stanąć przed wyborem życia w szczęściu, lub pogrążania się otchłani snów… Kiedyś zapytałem się Tintila, jak wyobraża sobie piekło, a On spojrzał na mnie prześwitującym wzrokiem, i powiedział: „Wiesz kiedyś słyszałem dziwną historię, o mieście gdzie na każdej ulicy mogą cię okraść, gdzie domy nie posiadają okien, ani drzwi, a rodziny mieszkające w nich są niepełne. Przechodząc ulicami tego miasta masz ochotę się ukryć, i od każdej postaci która cię mija, dostajesz w podarku szczyptę jej gniewu…” Poranne wstawanie, poranne przecieranie powiek… i doszukiwaniu w dziurach sufitu boskiego działania. Zdarzało mi się obserwować Tintila jak spał, przypominał mi beztroskiego dzieciaka, który w chwili snu zapominał o otaczającej go realnej rzeczywistości…, przed, którą w końcu ucieka. I czasami, gdy już przecierał oczy, pierwsze, co widział nad sobą, to chmarę ludzi. Przeciągając się mówił kilka nie zrozumiałych słów do obserwującej go publiczności, i dalej przenosił się w świat doskonałych obrazów. Tintilo pewnego razu wziął mnie rano na rozmowę, niósł przed sobą kawę, a w drugiej ręce dopalał papierosa… „Wiesz nie lubię jak ktoś mnie obserwuje jak jem, śpię lub rozmyślam. Mam wtedy wrażenie, że doszukują się wtedy we mnie błędów lub jakiś niedociągnięć… niedociągnięć końcu każdy z nas jest na swój sposób wybrakowany…”
Tintilo spojrzał przed siebie i zauważył ogrom niesześć, jak pożerają się nawzajem. Pomyślał tu musi być piekło… Malując piekło niewidział pomocnych dłoni, a także tych rąk, które wciągały go w głębiej malowanego pejzażu.. Był dziwnym człowiekiem, nie miał ani głębokiego spojrzenia, ani zapracowanych rąk, ale jak patrzałem na niego widziałem w nim wyróżniającą się tożsamość spośród otaczających mnie ludzi. Zastanawiałem się jak szybko można utracić własną świadomość i zgłębić się własne przegrane marzenia. Ile można dokarmiać łabędzie w zimie lub pić mleko świeże od krowy. Jak długo można jeździć i obserwować… albo inaczej jak można jeździć i nie znaleźć tego, czego się szuka? Tintilo widział różnych ludzi. Zawsze ich do znudzenia obserwował, i robił im wyrzuty sumienia lub kończył rozpoczętą rozmowę, na przywitaniu lub od razu na poddaniu ręki. Może te podejście było na tyle egoistyczne, że żaden człowiek do niego już drugi raz nie podszedł. Doprowadzało go to tylko do frustracji, jak szybko można wpaść w szaleństwo? I jak daleko można wytyczać sobie granice? Kiedy można przekroczyć zaznaczone granice na mapie, i czy można spowrotem wrócić do punktu wyjścia? Wszystko sprowadza się do pojęcia wiary lub cudów, stwierdził kiedyś w rozmowie ze mną Tintilo. A za chwile powiedział ze ludzkie szukanie i tak jest bezsensu, jeżeli nie jest podparte jakąś dłuższą ręką, mówiąc to miał na myśli Boga. Te spostrzeżenia Tintila były wręcz jakieś metaforyczne albo krótkie, zwięzłe i niemające na pierwszy rzut oka, głębszego sensu… no można się zaśmiać cóż samotność robi z człowiekiem… to właśnie zrobiła z Tintilem. O, tak chwile ciszy, przerażająca otchłań, otchłań, którą, każdy człowiek kocha się zatapiać w chwili zagubienia. Tintilo często leżał na trawie, patrząc na gwiazdy. Dostrzegał na niebie te świecące najbardziej, i te przygaszające. I wtedy odzywał się do mnie: „Popatrz, czy gwiazdy nie można przyrównać do wypalających się stworzeń ludzkich, sytuacji i dążenia do celu? Takie jest moje właśnie życie…” I zobaczyłem w jego oczach łzy. „Wiesz nie mogę znaleźć miejsca na świecie, w którym mógłbym na zawsze się zatrzymać, tylko zmiana ciągła miejsc daje mi jakieś wewnętrzne miano zaspokojenia”. Tintilo wstał, i odszedł, zostawiając za sobą poświatę pytań bez odpowiedzi…
Ujrzałem
Zobaczyłem
Jak zmieniam wyraz na twarzy
Jak grymaszę przy jedzeniu
Grzebiąc widelcem pomiędzy
Twoimi oczami
Tak
Pamiętam wyrywałem ci włosy
Ale tylko w myślach
Na żywo
Zabrakło odwagi
Wyskakuje wreszcie z dna
I widzę wszystko to
Co na dole mieszka
W opuszczonych kamienicach
Nawet świec nie ma
I ja tam już nie chcę powracać
Ale kiedyś ubiorę się
I wyjdę na spacer
Z psem
Nie zapalę papierosa
Nie pocałuje kobiety
Nie otworzę przezroczystej żubrówki
Wejdę do kamienicy
I zapalę światło
Albo dam światło
Nie wiem
Sam nie wiem